Metoda naturalna jest jak dobre zajęcia taneczne
Mój kolejny gość to nie przypadek. Ada jest wulkanem energii oraz moją nauczycielką języka hiszpańskiego. W tym odcinku rozmawiamy o tym, co jest ważne w nauce nowego języka, szczególnie na samym początku.
Ada tłumaczy, na czym polega metoda naturalna i dlaczego jej używa.
Potwierdzam, że to najlepszy sposób nauki, jaki poznałam do tej pory. Wiem, co mówię, bo to już czwarty język, jakiego się uczę.
Z rozmowy dowiesz o między innymi:
- Jak dobrać nauczyciela języka obcego?
- Dlaczego ważny jest cel nauki?
- Jak zorganizować przyswajanie nowej wiedzy?
- Dlaczego nie warto przepłacać za zajęcia indywidualne?
- Dlaczego warto pracować w grupie?
- Jak przełamać barierę mówienia?
- Jak ważne jest odpowiednie dopasowanie poziomu, z którego zaczynamy.
Chcesz nauczyć się nowego języka lepiej i efektywniej? Zapraszam do wysłuchania tego odcinka.
Poniżej przedstawiam również zapis rozmowy oraz linki do miejsc, gdzie znajdziesz Adę w internecie.
Cześć wszystkim! Jestem Ada i prowadzę konto @instahiszpański. Jestem nauczycielem języka hiszpańskiego i od niedawna prowadzę zajęcia metodą naturalną. Jestem turbo zakochana w tej metodzie i zaraz sobie troszeczkę więcej o niej porozmawiamy. Chciałabym Wam przede wszystkim dzisiaj powiedzieć, dlaczego warto uczyć się języka hiszpańskiego i – w ogóle – dlaczego warto uczyć się języków i jak to zrobić.
Powiedz proszę, gdzie mieszkasz i jak długo sama zajmujesz językiem hiszpańskim?
Obecnie mieszkam w Polsce, wcześniej mieszkałam w Hiszpanii, a dokładnie na Majorce. Tam też mieszkają moi rodzice, stąd wziął się pomysł na naukę języka hiszpańskiego. Nauczaniem zajmuje się tak naprawdę od niedawna. Prawda jest taka, że ja nigdy nie chciałam być nauczycielem języka hiszpańskiego, ale właśnie dzięki tej metodzie wpadłam jak śliwka w kompot i po prostu kocham uczyć innych ludzi. Natomiast językiem hiszpańskim zajmuję się od co najmniej dziesięciu lat. Bardzo nie chciałam się go uczyć, ale miałam taką sytuację życiową, że zostałam zmuszona do tego. Studiowałam trzy lata język hiszpański, ukończyłam studia i teraz działam samodzielnie.
Jakie masz doświadczenia w studiowaniu języka?
Na studiach była to taka standardowa metoda. Przychodziło się na wykład, ktoś gadał przez 45 minut albo przez półtorej godziny. Tłumaczył różnicę między muy i mucho, między jednym czasem a drugim. Dostawaliśmy listy słówek z zajęć na zajęcia: mieliśmy około stu, stu pięćdziesięciu, dwustu, a czasami nawet 500 słówek do nauczenia się. Na następnych zajęciach było kolokwium. Było mało zastosowań takich realnych, czyli były to takie stricte słówka związane z językiem hiszpańskim, uczelniane.
Mieliśmy też konwersacje z języka hiszpańskiego. Tam powiedzmy, że trochę więcej mówiliśmy. Aczkolwiek było nas trzydzieści w grupie na samym początku, więc jeżeli ktoś w ogóle mówił więcej niż minutę… 2 minuty to było super. Ja akurat miałam to szczęście, że wychowałam się na Majorce, więc nigdy nie miałam problemu z mówieniem. Nigdy nie miałam blokady językowej, dlatego po prostu się wcinałam. Jeżeli miałam coś powiedzieć, to nawet się nie zgłaszałam, tylko – jak taka typowa Hiszpanka – po prostu od razu mówiłam to, co mi ślina na język przyniosła.
Naturalna metoda nauki języka obcego.
Na czym polega metoda naturalna?
Metoda naturalna to metoda polegająca na tym, że mówimy tylko i wyłącznie po hiszpańsku. Musisz postawić osobę w takiej sytuacji, żeby rozumiała doskonale, o czym Ty do niej mówisz. Czyli nie jest to taka standardowa nauka jak ja np. miałam na uczelni, że na pierwszym roku wszedł profesor Hiszpan i zaczął mówić o całym swoim życiu w różnych czasach. Nie na tym to polega.
Tu chodzi o to, żeby używać najprostszych słów czyli np. pokazujesz komuś obrazek i mówisz, że to jest pani Loren, czyli: „Esta es la senora Loren”. I od razu Twój uczeń musi to powtórzyć. Zapamiętujemy tylko wtedy, kiedy coś powtarzamy, nie z samego słyszenia.
Potem zadajesz kolejne pytania albo mówisz kolejne zdanie, że pani Loren mieszka w Paryżu. I na tym zdjęciu jest pokazana wieża Eiffla, a poza tym Paryż i Paris brzmią podobnie. Dalej mówisz, że pani Loren pochodzi z Francji i tak samo: wybierasz takie słówka na początku, żeby Twój uczeń wiedział, o czym jest mowa.
Twój uczeń to powtarza. Jak nie powtarza, to pokazujesz mu gestami – i dlatego ważne jest, żeby się widzieć, bo to nie są zajęcia, gdzie możemy się tylko i wyłącznie słyszeć.
Jeżeli ja Ci powiem i pokażę rękoma gesty typu „dawaj, dawaj”, to Ty wiesz, że masz to powtórzyć. Albo jest cisza i ktoś się dziwnie czuje, czyli wiesz, że coś musisz teraz zrobić.
Kolejna rzecz: czemu nie mówimy po polsku i czemu posługujemy się obrazkami. Weźmy sobie na przykład małe dziecko. Jeżeli uczy się języka małe dziecko, a nie ukrywajmy – jak zaczynamy się uczyć języków obcych, to jesteśmy takimi małymi dziećmi – no to w jaki sposób mu to wytłumaczyć?
Nie jesteś w stanie powiedzieć „kolor zielony” jeżeli urodziłeś się osobą niewidomą. Nigdy w życiu nie będziesz wiedział, co to jest kolor zielony, więc pokazujesz ten kolor. I na tym samym polega ta metoda. Żeby pokazywać na zdjęciach i na obrazkach i wymagać od ucznia takiej stuprocentowej koncentracji. Żeby on ani na chwilę nie spojrzał gdzieś w bok, tylko był skupiony na tych zajęciach, bo tylko wtedy zrozumie, o co chodzi.
Kolejna rzecz- wprowadzamy fragment po fragmencie. Nie wchodzimy – tak jak mój pierwszy nauczyciel z języka hiszpańskiego – i nie opowiadamy całego życia o sobie. Zadajemy pytania, wprowadzamy trzy, cztery słówka i zaplatamy je.
Na bazie dziesięciu wyrazów, które ja mam na zajęciach, jesteśmy w stanie zrobić godzinną lekcję i uczniowie są bardzo zadowoleni. Dlaczego? Dlatego, że nie muszą siedzieć w domu przez 5 godzin i wkuwać tych słówek i stresować się, że oni nic nie potrafią. Oni przez to, że cały czas powtarzają te rzeczy, budzą się na następny dzień i mówią, że pamiętają. Np. mój chłopak Bartek miał problem z zapamiętaniem tych wszystkich rzeczy, on wyzywał tę metodę. Ale wstał rano i ze zdziwieniem stwierdził, że pamięta zdania, które ćwiczyliśmy na lekcji.
Też tak miałam! Dokładnie tak samo, na początku koncentracja na 200 % i wrażenie, że nic się nie pamięta. A na drugi dzień te zdania „same” mi przychodziły do głowy.
Dokładnie. I czasami wstajesz rano i myślisz: po co mi takie durne słówka? Po co ci Sanchez, po co ci Loren? To dla Ciebie bez sensu. Ale z drugiej strony ćwiczysz pamięć i to jest fajne dla starszych osób. Mając lat 50 np. – bo też mam taką uczennicę – wstajesz rano i może nie pamiętasz wszystkich rzeczy z zajęć, ale większość na pewno. Jesteś po prostu wniebowzięty!. Całe życie myślisz, że nie jesteś w stanie tego zapamiętać, że w wieku 50 lat już się nie nauczysz żadnego języka. A tu nagle przychodzi ktoś z jakąś obcą metodą. Denerwujesz się, bo mózg ci paruje po tych 60 minutach. I nagle okazuje się, że Ty to wiesz!
Ja, ucząc się tej metody, miałam na kursie język quechua. Jest to język ludzi z Ameryki Łacińskiej, jeden z nielicznych, który przetrwał. Nauczyłam się wtedy, że la croduca oznacza klucze i pamiętam to do tej pory, a było to ponad rok temu.
Tłumaczę zawsze, że metoda naturalna to są takie schody. Najpierw wchodzimy do góry i jest trochę ciężej. Następnie, gdy już mamy słownictwo, to przez jakiś czas idziemy po prostej. Zaczyna się nowy temat, zaczynają się nowe słówka i nowa gramatyka, więc znowu wspinamy się na kolejne schody. I znowu, jak już ten temat ogarniemy, to idziemy po prostej i jest nam nieco łatwiej. Fajne jest to, że nie dostajesz 50 nowych słówek do nauki od razu. Na pierwszej lekcji dostajesz 10 nowych słówek, na drugiej lekcji dostajesz 10 kolejnych, a później na bazie tych 20 słówek, które już masz opanowane, robisz temat. Dostajesz obrazki i musisz coś o nich opowiedzieć.
Ktoś może stwierdzić, że nie da się w ten sposób zrobić czasowników, że czasownik musi być przedstawiony w postaci definicji. To była moja frustracja na zajęciach, gdzie część rzeczy wiedziałam, bo mieszkałam w Hiszpanii. Ale zdarzały się czasowniki, których nie rozumiałam. W tej metodzie wprowadzam ucznia stopniowo i używam słów, które łatwo jest nam zrozumieć. Ważny jest też kontekst zdania oraz to, jak akcentujemy pytania. To ma być bardzo intuicyjne.
Uczeń sama układa sobie wiedzę w głowie. Poza tym nikt nie zabrania oczywiście zajrzeć do słownika i sprawdzić, co dokładnie znaczy dane słówko. Ja staram się tego nie robić na zajęciach.
Są takie osoby, które uczą się języka i potrzebują mieć wszystko słowo w słowo przetłumaczone. Ja byłam taką osobą. Wtedy możesz zajrzeć do zeszytu ćwiczeń i sobie wszystko sprawdzić.
Ja pamiętam jak zaczęłam się uczyć norweskiego i miałam książkę, gdzie wszystkie polecenia były po norwesku. Ja nic nie rozumiałam na początku, ale przez to, że te polecenia się powtarzają i są praktycznie ciągle takie same, to jakoś z czasem zrozumiałam, co mam robić. Napisz, uzupełnij, posłuchaj albo przeczytaj. Jeśli czytasz to ciągle w danym języku to z czasem zrozumiesz, o co chodzi.
Dokładnie. Ja pamiętam jak Dorota, nauczycielka tej metody, powiedziała nam, że na początku zajęcia prowadzimy 50/50. Czyli uczeń musi mówić 50 % i ja muszę mówić 50%. Ale jak, skoro na pierwszych zajęciach Ty nic nie umiesz i musimy mówić po równo? Po czym Dorota mówi, że na kolejnych zajęciach np. trzecich i czwartych już mówimy 70/30. Dla mnie to było niepojęte. Potem okazuje się, że faktycznie tak jest. Bo jeżeli ja jako nauczyciel wprowadzam słówka i mówię pełnymi zdaniami oraz każę Ci je powtarzać, no to mówimy 50/50. Po czym na kolejnych zajęciach więcej mówi uczeń. Jeżeli prowadzę zajęcia grupowe, to ja się nawet nie odzywam, tylko poprawiam błędy. Jedna osoba z grupy musi zadać pytania i wybrać sobie osobę, która ma na to pytanie odpowiedzieć. Więc to się jak najbardziej sprawdza.
Ja zawsze tą metodę naturalną porównuję do nauki tańca albo do nauki jakiegoś sportu. Bo jeżeli idziesz np. na pierwsze zajęcia taneczne, no to nikt nie pokazuje Ci jednego kroku, drugiego kroku, trzeciego kroku i nie każe iść do domu powtórzyć. Ktoś stoi nad Tobą i po kolei pokazuje, jak ruszyć nogą, jak ruszyć ręką, gdzie się złapać. Nawet czasami tłumaczą, gdzie jest prawo i lewo, bo niektórzy nie wiedzą! Tak samo jest np. na karate. Zapisałam się na karate i na pierwszych zajęciach nikt na mnie nie zwracał uwagi. Kazali mi kopać w tarczę. Ja kopałam w tę tarczę i na drugi dzień wstałam z tak posiniaczoną nogą, że chciałam od razu zrezygnować.
I to jest takie porównanie do tego, jak wygląda metoda naturalna i jak wygląda metoda standardowa. Metoda standardowa nie wymaga od nauczyciela za dużo. Przygotowuje się listy do nauki i wymaga. Na zajęciach nie nauczysz się za dużo, stresujesz się, bo nie umiesz nic powiedzieć. Ty się denerwujesz i tak samo nauczyciel.
Metoda naturalna jest taka jak dobre zajęcia taneczne, czyli ktoś stoi nad Tobą i pokazuje Ci jeden ruch i idziesz dalej ten ruch ćwiczyć. Później ktoś do Ciebie wraca, patrzy, jak zrobiłeś ten ruch i jesteś zadowolony, albo nie jesteś zadowolony, więc wiesz, jak dalej ćwiczyć. Tak samo jest właśnie z tą metodą naturalną, że nie wszyscy nauczyciele będą ją lubić – dlatego, że ona wymaga od nas bardzo dużo przygotowania. Ja nie ukrywam, że przygotowanie zajęć kosztowało mnie na początku bardzo dużo pracy.
Nauka języka dla początkujących- porady
Co jest najważniejsze w nauce języka? Dla osoby początkującej, ale nie tylko.
Według mnie najważniejszy jest nauczyciel. I teraz nie chodzi mi absolutnie o reklamę. Chodzi o to, że jeżeli startuje z jakimś językiem, to dobrze jest, żebyś chociaż pierwsze dwie- trzy lekcje miał z nauczycielem. Tak, aby ktoś Ci wytłumaczył, jak się mówi dane rzeczy. Jak się czyta, żebyś się nie pogubił w tym wszystkim.
Więc te pierwsze podstawowe lekcje polecam, żeby odbywały się z nauczycielem. Ważne jest, żeby znaleźć dobrego nauczyciela. Co znaczy dobry nauczyciel? Dla każdej osoby będzie to coś innego. Dla mnie dobry nauczyciel to taka osoba, która nadaje na tych samych falach. Bo jeżeli ktoś dla mnie będzie sztywny i będzie mi mówił zbyt sztywne rzeczy, które będzie mi ciężko zapamiętać, to wiadomo. To musi być nauczyciel który będzie Cię motywował.
Cel. Według mnie cel też jest bardzo ważny, ponieważ -jeżeli mamy cel – to mamy taką ścieżkę. Startujemy i wiemy, gdzie kończymy. Jeżeli celem jest np. wyjechać do Hiszpanii, a teraz wiadomo – jest to trochę ciężkie- to ludzie tracą motywację do nauki języka hiszpańskiego.
Jeśli mamy cel, to będziemy robić wszystko, będziemy stawiać na rzęsach, żeby ten materiał zrealizować. Celem nie musi być tylko wyjazd do Hiszpanii, celem może być rozmowa ze swoją miłością. Albo celem może być zdobycie lepszej pracy. Każdy cel jest dobry, jeśli jest Twój. Każda rzecz, która zmotywuje Cię do nauki danego języka jest dobra.
Organizacja. To jest bardzo ważne. Dla mnie organizacja polega na tym, że np. w poniedziałek uczę się słówek, we wtorek robię sobie gramatykę, w środę robię ćwiczenia, w czwartek jakieś ciekawostki, w piątek obejrzę sobie YouTube’a.
I nie ukrywajmy, jesteśmy ludźmi, którzy są zapracowani. Czujemy, że musimy coś robić i to nie jest coś typu: muszę się nauczyć języka hiszpańskiego, więc trzy lata poświęcam na język hiszpański. Nie. Ja w trzy lata muszę się nauczyć języka hiszpańskiego, muszę się nauczyć języka japońskiego, muszę się nauczyć karate, muszę się nauczyć tańczyć i muszę wystartować w zawodach. To jest masakra, co się dzieje z nami. Ale tak jest. Dlatego trzeba bardzo dobrze gospodarować czasem. Czyli nie chodzi o to, żeby raz w tygodniu usiąść na 4 godziny i męczyć mózg. Lepiej zrobić sobie np. 15 minut albo półgodzinne lekcje, czyli siadamy pół godziny z umówionym materiałem, który mam zaplanowany do jutra. Jutro robię słówka i tak samo: 15 minut jadę tramwajem do pracy albo 40 minut, no to czas słówka na aplikacjach, na czymkolwiek innym. To jest ważne.
I ostatnia ważna rzecz to jest praca w grupie. Wielu ludzi idzie na zajęcia indywidualne. Na zajęciach indywidualnych po pierwsze przepłacamy. Zajęcia indywidualne przyzwyczajają do jednej osoby. Nie jesteś w stanie później pojechać do Hiszpanii i przekroczyć próg stresu i powiedzieć coś do kogoś. Jeżeli pracujemy samodzielnie, to nie jesteśmy w stanie pokonać stresu. I teraz ktoś może powiedzieć, że nie chce pracy w grupie, bo bardzo stresuje. Wyobraź sobie jak będziesz się stresować jak pojedziesz do Hiszpanii. W mniejszych miejscowościach rzadko kiedy trafimy na Hiszpana, który w ogóle rozumie po angielsku. Nie daj Boże zgubisz dokumenty i będzie trzeba dogadać się w urzędzie.
Uczysz się języka, ale jeżeli nie pracujesz w grupie i nie przyzwyczajasz się do tego stresu, nie przełamujesz bariery mówienia, to będzie Ci ciężko.
Mam dokładnie takie wspomnienia z moich początków w Norwegii. Miałam język angielski przez wiele lat w szkole, ale było mi bardzo ciężko coś powiedzieć, bałam się i wstydziłam. Nie umiałam nic sama załatwić, nawet poprosić o reklamówkę w sklepie. A nie wspomnę już o języku norweskim, który był dla mnie czarną magią. Straszne uczucie, takie zderzenie się z rzeczywistością.
Przełamanie tej bariery jest bardzo ważne, bo nigdy nie wiesz, co cię w życiu czeka. I lepiej jest mówić takim łamanym językiem, niż nie mówić wcale.
Najważniejszą rzeczą jest próbować i się nie wstydzić.
Dokładnie tak, nieważne czy ktoś przeprowadza się do Norwegii, Szwecji, Anglii czy do jakiegokolwiek innego kraju. Tak naprawdę to żadna szkoła, czy książka nie przełamie tego stresu jak takie nasze pierwsze potyczki językowe.
Jeżeli chodzi o naukę języka, to według mnie bardzo ważne jest też dopasowanie swojego poziomu. Większość ludzi powtarza, aby słuchać radia i oglądać seriale. Chodzi o to, żeby ciągle coś leciało w tle po hiszpańsku. Ja wiele lat powtarzałam ten błąd i uświadomiłam sobie, że to jest beznadziejna metoda. Bo człowiek się tylko frustruje. Na samym początku, gdy nic nie rozumiemy to jest bardzo ciężko cokolwiek wyłapać z takiej rozmowy czy piosenki.
Jeżeli chodzi o podkasty, to uważam, że to jest super metoda. Wielu ludzi mówi, że nie może się na nich skupić i nic nie rozumieją. Tu nie chodzi o to, żeby słuchać podkastu edukacyjnego, tylko aby słuchać podkastu, żeby sprawdzić to, ile rozumiesz.
To mają być przyjemne podkasty do sprzątania kibla i słuchanie ich ma sprawić Ci frajdę 🙂
Uwielbiam też osoby, które mówią „bo ja wszystko rozumiem, ale nie potrafię odpowiedzieć”. Moim zdaniem tak nie jest. Jeżeli coś rozumiesz, to potrafisz odpowiedzieć, ale jeżeli nie, to wydaje mi się, że nie do końca też to rozumiesz. I tu też chodzi o to, żeby bardzo dużo słuchać. Słuchanie jest najważniejsze. W niektórych momentach jest nawet ważniejsze niż mówienie.
(W tym momencie doszłyśmy do wniosku, że brakuje podkastów dla poziomu podstawowego i Ada zaczęła taki nagrywać).
Ale Ada, wracając do nauki, to powiedz, ile dialektów / języków rozróżniamy w Hiszpanii?
Odpowiem na pytanie tak, że mnie znienawidzisz. Bo w Hiszpanii nie dość że są dialekty, to są jeszcze języki, które my, obcokrajowcy, uważamy za dialekty. Katalonia nie mówi dialektem, mówi swoim językiem. Kataloński jest językiem, tak samo w Kraju Basków euskera jest językiem. Bardzo dba się o to, żeby tego nie mylić. Natomiast jeżeli chodzi o dialekty typu majorkański, na Ibizie mają jakiś swój dialekt. W Andaluzji jest tak, że jeśli pojedziesz od wiosek do wiosek oddalonych od siebie o 80 kilometrów, to już w ogóle nikogo nie zrozumiesz. Tych dialektów jest bardzo dużo.
Już nie wspomnę o Ameryce Łacińskiej, która teraz robi się bardzo popularna, i tam to już w ogóle jest kosmos. O ile jeszcze z tych dialektów coś możesz wywnioskować, o tyle w Ameryce Łacińskiej jest trochę inaczej. Na przykład, jeżeli powiesz słówko cocher, to jest to słówo zabronione. W Hiszpanii oznacza to „brać coś do ręki” a np. w Ameryce Łacińskiej „bzykać”. Trzeba bardzo uważać na takie słowa. Ja przez długi czas, będąc na Majorce, bzykałam wszystko i każdego, co oczywiście wynikało z dwuznaczności tego słowa w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej.
Jeżeli chcesz zacząć uczyć się języka hiszpańskiego z myślą że np. wyjedziesz do Meksyku, bo Ci się zawsze marzył Meksyk, to znajdź nauczyciela i ucz się odmiany języka z danego rejonu. Natomiast jeżeli nie do końca wiesz, o co Ci chodzi, to proponuję jednak tę standardową wersję języka.
To się nazywa castellano i uczymy się jej we wszystkich szkołach w Polsce. Czyli jeżeli widzisz w liceum w Polsce język hiszpański, to uczysz się raczej odmiany. Warto dopytać, bo wiadomo, że teraz mamy też nauczycieli z Hiszpanii albo z Ameryki Południowej, czy ta osoba na pewno jest z Hiszpanii. Wtedy będziesz pewien albo będziesz pewna, że się tym językiem dogadasz wszędzie.
Czyli jeżeli znasz castellano, czyli ten podstawowy hiszpański, to jesteś pewna, że dogadasz się nim wszędzie.
Podobnie jest w przypadku języka norweskiego, są dwa języki oficjalne oraz niezliczona liczba dialektów. Najlepiej zacząć od tych podstawowych. Gdy będziemy już wiedzieć, gdzie zamieszkamy, to wtedy naturalnie przejść na lokalny dialekt. Nie można się przed tym bronić.
Adę znajdziesz w internecie pod nazwą instahiszpański, poniżej zostawiam najważniejsze linki
Instahiszpański na Instagramie
Strona Ady na Facebooku
Podcast na Spotify
Kanał YouTube